Nie którzy twierdzą, że karawaning to wolność.

Tylko prawdziwa wolność to moim zdaniem, umiejętność narzucenia sobie samemu takich norm i ograniczeń, aby nie szkodzić sobie, innym, zwierzakom, przyrodzie, bezpieczeństwu… Resztę dopiszcie sobie sami:)

W Polsce teoretycznie wolno biwakować na dziko. Są jednak wyjątki.

Na pewno nie wolno poza wyznaczonymi miejscami w rezerwatach, parkach krajobrazowych, lasach. Jeśli więc już znajdziemy wymarzone miejsce na biwak, to i tak warto ustalić jego status prawny. Może się też okazać, że to teren prywatny i żeby nas nie pogonił właściciel z widłami spytać Go o zgodę;)

Uwaga na „przyjazne turystom” gminy- czasem wprowadzają swoje zakazy biwakowania.

Pierwsze na checkliscie pakowania są worki na śmiecie;) Ognisko raczej tylko w wyznaczonych miejscach albo z dużą dawką rozsądku. Minimum 100 metrów od lasu! I mało dymu, czyli wyłącznie drewno i tylko suche. Radio raczej tylko na baterie i blisko ucha, a najlepiej na słuchawki.

Jeśli już o ognisku i muzyce to przesada czasem sprowadza kłopoty i to nie koniecznie w postaci kar administracyjnych. Mogą nas wtedy łatwiej namierzyć i nawiedzić jacyś rozbawieni autochtoni na promilach, a takie wizyty raczej zawsze kończą się kłopotliwie a nawet niebezpiecznie.

Coraz częściej nad wodą spotykam wędkarzy. Jeśli są pierwsi zawsze najpierw idę się przywitać i pytam czy nie będę im przeszkadzał.

Jeśli jestem pierwszy, to najczęściej najpierw po nich sprzątam;) , ale jak jacyś dojadą to staram się być ciszej od nich i nigdy nie włażę z dzieciakami do wody „między spławiki”. Zagrożenia są dwa: można się zaplątać w żyłki i pokaleczyć haczykami, oraz zdenerwować wędkarzy.